Witam wszystkich, którzy oczekiwali na ten oto rozdział! <3
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za komentarze ;* To sprawia, że jeszcze bardziej chcę coś ze sobą zrobić i w końcu coś napisać. Cokolwiek!
Przepraszam za tak długą przerwę i mam nadzieję, że mi jakoś wybaczycie. Rozdział powstał, że tak powiem na łapu capu. Nie pytajcie mnie dlaczego... Po prostu jakoś ostatnio wena się mnie nie trzyma. Podejrzewam, że została ona na Woodstocku, bo od czasu powrotu nic nie napisałam. ;_; Kompletnie nic!
Dodaję rozdział, nad którym naprawdę długo się męczyłam i podejrzewam, że jest on marny...
Ale to nieważne. Może to taki wstęp do tego, abym w końcu się za siebie wzięła.
Akcji żadnej nie wprowadziłam, gdyż naprawdę ( powtórzę się ) wena się mnie nie trzyma! ;<
Jeśli chcecie, lub macie jakieś pomysły co by się miało dziać dalej, lub kogo chcecie w tym opowiadaniu jako postać, która będzie występowała częstooo, to piszcie, a ja rozważę wasze propozycje i postaram się wam jak najbardziej coś pozmieniać i wprowadzić.
Proszę was także o te negatywne komentarze, gdyż jako dla osoby początkującej w pisaniu są one bardzo ważne. Na ich podstawie staram się poprawić i rozwijać.
No, to teraz czas na mój rozdział, który był jedną wielką męczarnią xd
Zapraszam i miłego czytania! <3
Chcecie
wiedzieć jak się teraz czuję? Jak śmieć. Dosłownie. Może nie chodzę z Gaarą,
ale czuję się jakby mnie zdradził. Nie wiem dlaczego tak na to reaguję.
Przecież zamieniłam z nim co najwyżej parę zdań, a do tego wychodzi na to, że
kompletnie go nie interesuję. Jestem na tej imprezie tylko dzięki Temari, która
cholera wie ile się namęczyła, aby w ogóle do takiej sytuacji doszło. Nie wiem
co mam teraz ze sobą zrobić, a nawet nie wiem gdzie teraz idę. Właśnie…
Rozglądam się
dookoła siebie i nagle mnie uderza, że znajduję się na balkonie, a blondyn,
który mnie tu przyprowadził opiera się o barierki i pali następnego papierosa.
Nie wiem co ze sobą zrobić, więc po prostu zaciskam
mocniej dłoń na puszce od piwa i wbijam wzrok w przestrzeń przede mną. Płatki
śniegu delikatnie wirują w powietrzu, a wiatr wzmaga się coraz mocniej, na
skutek którego drzewa bez liści zaczynają się uginać.
Uwielbiam takie widoki, aczkolwiek moje stopy powoli
zaczynają przymarzać do płytek, więc widok z pięknego zamienia się w nużący i
bardzo bolesny.
- I co teraz? –
pytam jakby nigdy nic, zerkając na blondyna. W sumie, to mogłabym sobie iść i
nie zadawać takich durnych pytań. Jeszcze sobie pomyśli, że się do niego
przywiązałam i bez niego nigdzie się nie ruszę.
Chociaż może i tak jest? Sama nie wiem czemu przy nim
jestem i nie wiem czemu Deidara tak na mnie działa. Nie chodzi tu o jego
wygląd. Znaczy, jest przystojny, ale to nie wystarczy. Mimo wszystko wolę
Gaarę. Zawsze tak jest, że jak czegoś chcę, to za cholerę tego nie dostanę. I
nie pytajcie mnie, czemu ktoś, kogo nie obchodzą czyjeś uczucia mi się podoba.
Naprawdę, sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie.
- Jak to co? –
słyszę nieco zdziwiony głos blondyna, który lekko przechyla głowę, aby na mnie
spojrzeć – Wiesz… Jest sporo rzeczy, które moglibyśmy razem robić – odpiera z
lekkim uśmiechem, a po chwili wyrzuca niedopałek za barierkę.
- Na przykład? –
pytam wyraźnie zdziwiona jego słowami. No bo co niby można robić na balkonie?
Gdybym jeszcze chociaż jakieś kapcie miała. Zamarzam! A on mi tu ględzi o
jakimś zajęciu dla nas? Ten koleś jest dziwny, tak jak myślałam…
- Zimno Ci? –
pyta odwracając się do mnie przodem.
- Trochę,
wracamy już? – zapytuję niepewnie, widząc, jak Dei robi parę kroków w moją
stronę.
- Możemy się
rozgrzać – dodaje kładąc dłoń na mojej szyi. Na mojej szyi! Zerkam na niego
niepewnie, ale jedyne co mogę wyczytać z jego twarzy, to rozbawienie.
Najwidoczniej chce sobie ze mnie pożartować, jak zwykle zresztą. Każdy zawsze
robił sobie ze mnie jaja, a teraz on zaczyna…
- D-daj spokój…
- mówię niepewnie, strzepując jego dłoń. Nie lubię takich dotyków. Do tego ma
prawo tylko Gaara, a jako iż wiem, że nigdy do tego nie dojdzie, to na zawsze pozostanę
dziewicą. Nawet jeśli chodzi o trzymanie za ręce i inne rzeczy związane z
bliskością. To dla mnie naprawdę ważne.
- Nie denerwuj
się – odpiera przybliżając się do mnie coraz bardziej i bardziej, aż w końcu
jedyne co za sobą czuję, to zimna szyba. I teraz już wiem, że on wcale nie chce
sobie ze mnie pożartować, a zrobić coś znacznie gorszego…
Blondyn napiera
na mnie całym ciałem. Jedną rękę przykłada do szyby, obok mojej głowy, a drugą
dłonią chwyta mój podbródek. Wzdrygam się lekko, ale stoję w bezruchu. Nie wiem
co w takiej sytuacji powinnam zrobić. Krzyczeć? Uderzyć go? Co powinnam zrobić?
Gdzie uciec, skoro jedyną drogą ku wolności, to ta za barierką? Co prawda są
drzwi, ale nim zdążę dobiec, ten odgrodzi mi drogę. Co mam robić?! Przecież nie
wyskoczę!
- Zostaw mnie –
staram się powiedzieć te słowa dosyć przekonująco, ale coś czuję, że kiepsko mi
to idzie. Zwłaszcza, iż teraz mój głos jest cichy, drżący i lekko
niedysponowany. Czuję w gardle wielką gulę nie do przełknięcia, a ręce odmawiają
mi posłuszeństwa.
Nagle mnie
uderza. Mam puszkę w dłoni! Ale co z nią zrobię? Deidara przybliża się coraz
bardziej. Na tyle mocno, że już czuję jego oddech na swojej twarzy. Nie chcę
stracić pierwszego pocałunku z kimś takim! Zauważam jak jego usta wędrują do
mojego ucha, a zaraz potem czuję nieprzyjemny i lekki ból.
- Rozluźnij się
– szepcze cicho, na co ja automatycznie kiwam głową. Sama nie wiem dlaczego, to
chyba z nerwów. Nie wiem co mam robić i nie wiem czy wyjdę z tego cało. Kiedyś
słyszałam od Tem, że to podrywacz, ale żeby aż taki? Czemu ja? Dłoń, w której
trzymam puszkę zaciskam jeszcze bardziej, aż w końcu postanawiam coś zrobić.
Muszę walczyć.
Jednym szybkim
ruchem uderzam blondyna prawie pełną puszką w tą jego durną łepetynę. Dei
oddala się ode mnie i przykłada dłoń do głowy. Oczywiście nie czekam długo i
postanawiam wykorzystać tą sytuację. Nim Dei zdąża cokolwiek zrobić, ja
wybiegam z pomieszczenia i wbiegam do salonu, z którego natychmiast niczym
struś pędziwiatr wyskakuję. Zamieram, kiedy widzę przed sobą to, co widziałam
na początku mojego wejścia do tego domu. Labirynt korytarzy. Nie wiem którędy
wrócić. Ogarnia mnie coraz większy strach i panika, kiedy słyszę za sobą głos
przeklinającego Deidary.
Nie zastanawiając
się dłużej nad tym jak stąd zwiać, po prostu ruszam przed siebie. Biegnę i
biegnę, aż w końcu z powodu braku powietrza w płucach muszę się zatrzymać.
Biorę parę głębokich wdechów i w tym momencie do moich uszu dociera dźwięk
gitar i perkusji. To muzyka, którą zapewne puścili sobie dla rozluźnienia
atmosfery. Bo niestety trzeba przyznać, że od początku było dosyć… Sztywno.
Choć możliwe, że takie wrażenie odniosłam tylko ja. W końcu tylko moja osoba
nie miała do kogo gęby otworzyć. Tylko ja nie czułam się dobrze w towarzystwie
tylu ludzi. Nawet teraz mam ochotę stąd uciec. Wyjść z tego domu i wrócić do
siebie. Zamknąć się w ciemnym pomieszczeniu i zgnić tam. Dopiero teraz… Dopiero
dzisiaj zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo żałosną osobą jestem. Jak bardzo
wszystkim zawadzam. Tylko o mnie Temari się martwi, a przecież wcale nie musi
tak być. Ona ma Shikamaru, z którym jest szczęśliwa, a inni… Inni po prostu
żyją swoim życiem. Co mi do tego?
Swoje kroki
zaczynam kierować w stronę wydobywającej się muzyki i o dziwo, znajduję schody.
Powoli i cicho zaczynam z nich schodzić. Przed sobą widzę drzwi wyjściowe i
nikogo innego wokół. To moja szansa, aby wyjść stąd niepostrzeżenie. Na samą
myśl o tym, przyśpieszam kroku i w mgnieniu oka znajduję się u podnóża schodów.
Przebiegam
przez całe pomieszczenie, a kiedy w końcu znajduję się przy drzwiach, zza moich
pleców wydobywa się dźwięk śmiechów i rozmów. Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi
do głowy, to się schować. Tak też robię. Chowam się za wielką donicą, w której
stoi jakaś paprotka i wbijam wzrok w osoby, które wychodzą z salonu. Jak się
okazuje są to Naruto, Kiba i Lee, którzy z wielkimi uśmiechami na twarzy lezą w
stronę kuchni. Kuchnia… Ciekawa jestem, czy ciągle tam siedzą. Gaara z Matsuri.
Potrząsam
szybko głową, aby wypędzić te durne myśli, po czym szybko chwytam swoje glany,
które znajdują się tuż, przy właśnie tej donicy. Zaczynam je pośpiesznie
zakładać, przez co mylę lewy but z prawym i muszę zaczynać od nowa. Dłonie mi
się trzęsą, jakbym była jakimś złodziejem, który pragnie jak najszybciej
wydostać się z tego domu, ze swoim łupem.
Kiedy udaje mi
się ubrać glany, tak jak należy, zabieram się za sznurówki, których nie wiążę.
Po prostu wkładam je do buta. Wyglądam zza paproci i zerkam na pomieszczenie,
które jest już prawie puste. Dlaczego prawie? Bo na schodach siedzi ten emuch,
którego za cholerę nie wiem jak się pozbyć. Zawsze lubi przesiadywać sam, z
dala od dziewczyn. W sumie, to trochę go rozumiem… Można powiedzieć, że jestem
hipokrytką nazywając go emuchem, gdyż sama zachowuję się jak on. Z dala od
ludzi… Taki właśnie jest Sasuke, tyle, że on jest chyba bardziej dziwny ode
mnie. A bynajmniej tak mi się wydaje. Nie powinnam go oceniać. W końcu go nie
znam, ale mimo wszystko, dziwny z niego gość.
Przykładam
rękaw do twarzy i w tym momencie do mnie dociera. Na sobie ciągle mam bluzę
Gaary! Do oczu znowu cisną mi się łzy, a w klatce piersiowej czuję nieznośny
ucisk. Znowu… Znowu zaczynam ryczeć z byle powodu, ale ten zapach… Jego zapach…
Nie czas na to!
– myślę, kiedy przypominam sobie powód, dla którego tu siedzę. Sasek to mała
przeszkoda, zważając na to, że guzik go obchodzi czy stąd wyjdę, czy też nie.
On nie zwraca uwagi na nikogo i na nic. Podnoszę się niepewnie i naciskam na
klamkę od drzwi, która ku mojemu szczęściu ustępuje. Oglądam się za siebie i
zerkam w stronę Sasuke, który nawet na mnie nie patrzy. Dalej gapi się w ziemie
i zapewne bije się z jakimiś myślami, których ja nigdy nie odgadnę. Czasem mam
wrażenie, że jest skomplikowany bardziej od Gaary.
Szybko, ale w
miarę cicho wychodzę na zewnątrz, po czym zamykam za sobą drzwi. Od razu uderza
mnie mocny i zimny wiatr. Moją drugą przeszkodą jest śnieg, który sprawia
naprawdę wiele problemów jeśli chodzi o widoczność. Mam na sobie tylko tą
nieszczęsną bluzę Gaary, która szczerze mówiąc niewiele mi daje. Jak tak dalej
pójdzie, to zamarznę nim zdążę dojść do chociażby bramy, która stoi na mojej
drodze ku… Samotności.
Jestem idiotką
wybierając coś, od czego ludzie zawsze uciekają… Starają się uciec. Jednak z
samotnością nie wygrasz, a ja nawet nie próbuję z nią walczyć.
Stawiam
pierwszy krok i ten pierwszy krok okazuje się być moim ostatnim, gdyż już na
wstępie zaliczam piękną glebę. Z śniegiem
w buzi podnoszę się szybko i zerkam na swoje stopy, które są głęboko pod
śniegiem. Co jak co, ale Japonia to chyba jest jedynym miejscem, w którym pada
aż tyle śniegu.
Wycieram mokrym
rękawem swoją twarz, po czym obejmuję siebie ramionami i ruszam w stronę bramy.
Kiedy dotrę do domu, pierwsze co zrobię, to wezmę ciepłą kąpiel. Mam nadzieję,
że jeszcze nie odcieli mi prądu.
Gdy dochodzę do
bramy, pociągam mocno nosem i drżącą dłonią sięgam do klamki. Mocno naciskam na
nią, z nadzieją, że ten koszmar zaraz się skończy, ale zamiast tego napotykam
kolejną przeszkodę. Furtka jest zamknięta! Czy mój pech kiedyś w końcu się
skończy? Przecież nie wrócę w takim stanie do Jego domu i nie poproszę o
klucze. Przecież to będzie żałosne!
- Co ja teraz
mam zrobić? – pytam samą siebie, z nadzieją, że ktoś mi odpowie. Ktokolwiek…