No więc tak...
Nie jest to rozdział szósty opowiadania "Historia Nanami". Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni tym faktem.
Po prostu w chwili nagłej fali weny jaka mnie ogarnęła stworzyłam coś, co zazwyczaj zwą one-shot.
Powiedzmy, że jest to taki dodatek na tym blogu i jeśli będzie taka możliwość, może będę dodawała takie Opowiadania częściej ^^
Jestem już w trakcie pisania szóstego rozdziału "Historia Nanami", ale dosłownie przy końcówce ogarnęła mnie pustka i nie wiem co napisać! ;o
Dlatego pomyślałam sobie, iż to będzie dobry zapychacz. ^^
Mam nadzieję, że wam się spodoba. *.*
Miłego czytania! <3
Noc. Kojąca ciemność, która jest tak pięknym zjawiskiem. Czasem ludzie widzą w niej zło, a tak naprawdę tylko ona jest naszą przyjaciółką, kiedy czujemy się samotni, porzuceni, zdradzeni...
Pamiętasz?
Padał wtedy śnieg. Tak samo jak dziś, świat spowijał mrok.
Tylko uliczne latarnie rozświetlały swym pomarańczowym światłem zatłoczone chodniki. Gdzie by się nie rozejrzeć znajdowały się sklepy. To jedna z tych dzielnic w Tokio, która jest odwiedzana nawet o późnych godzinach wieczornych.
Siedziałam sama. Sama pośród całego tego tłoku ludzi. Wszyscy się gdzieś śpieszyli. Inni wracali z pracy, a jeszcze inni gonili na spotkania ze znajomymi. Każdy wydawał się być szczęśliwy. Wszyscy tacy sami. Może to tylko złudzenie, może ludzie tylko udają. Większość zapewne ma narzucone maski, tylko po to, aby inni ich nie odepchnęli.
Ludzie tak bardzo boją się samotności, że posuną się do najgorszych czynów, aby tylko być zauważonym.
Chociaż na chwilę. Poczuć się kochanym.
Ja wtedy czułam się kochana. Może to była tylko iluzja, ale nie byłam w stanie tego zauważyć. Chociaż nie byłam jak każda inna nastolatka, to mimo wszystko cieszyłam się życiem, a przynajmniej się starałam. Zawsze różniłam się od innych dziewczyn. Nigdy nie chodziłam na randki ani na spotkania z przyjaciółkami.
Moja przeszłość nie była za ciekawa i jakoś nie specjalnie chciałam się nią dzielić.
Kiedy słyszę osoby, które narzekają na swoich rodziców bądź na życie, którym chętnie by się wymienili, ogarnia mnie złość.
Czy naprawdę najpierw trzeba coś stracić, aby zdać sobie sprawę z tego, że to "coś" czyniło Cię najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
Ja szybko zdałam sobie sprawę, co to znaczy utrata bliskiej mojemu sercu osoby.
Z nieba sypał się biały puch i coraz to bardziej przykrywał swym zimnem całe Tokio. Nie zwracałam wtedy na to uwagi, po prostu siedziałam na jednej z wielu wolnych ławek i cierpliwie czekałam.
Sięgnęłam dłonią do kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnęłam paczkę papierosów, których tak bardzo nienawidziłam.
Wyciągnęłam jednego papierosa, po czym włożyłam go do ust. Schowałam paczkę, a po chwili wyciągnęłam zapalniczkę, którą odpaliłam obrzydliwego papierosa.
Zaciągnęłam się mocno nikotynowym dymem, po czym wypuściłam smugę szarego dymu, który na tym mrozie wydawał się unosić w nieskończoność.
Nie zwracałam uwagi na ludzi, a oni nie interesowali się moją osobą. Może niekiedy jakiś przechodzeń spojrzał na mnie pogardliwym wzrokiem, ale miałam to głęboko w poważaniu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam inaczej niż inni. Ale tego właśnie chcę.
Nie należę do tego typu osób, którzy próbują się dopasować do otoczenia, nie jestem im podporządkowana.
Po dwudziestu minutach przyszedłeś, jakby nigdy nic. Z tym Twoim uśmiechem na ustach, który doprowadzał mnie do szaleństwa.
Podszedłeś do mnie i na powitanie, delikatnie musnąłeś swoimi wargami me usta.
Było to dla mnie piękne, ale również bałam się tego uczucia, które z dnia na dzień w nas narastało coraz bardziej.
Zawsze witałeś się tak samo. Nigdy nic nie mówiłeś, tylko uśmiechałeś się i całowałeś delikatnie.
Nie odzywaliśmy się często, napawaliśmy się ciszą, która nie była dla nas ani odrobinę niezręczna.
Wyciągnąłeś do mnie dłoń a ja uchwyciłam ją. Tak ciepłą i delikatną, a zarazem silną i męską.
Wstałam, po czym ruszyliśmy przed siebie. Doskonale wiem dokąd zmierzaliśmy. Jak zwykle, każde nasze spotkanie kończyło się tak samo.
Nigdy nie było spacerków, randek czy też zwykłych spotkań z przyjaciółmi.
Ten związek był dla mnie jak sen, z którego w każdej chwili mogłam się wybudzić. I tego tak bardzo się bałam. Byłam z Tobą tak szczęśliwa, że wydawało się to nierealnym złudzeniem.
Idąc po zasypanym śniegiem chodniku, trzymaliśmy się za ręce. Nie patrzyliśmy na siebie, nie odzywaliśmy się. Tylko szliśmy wymijając ludzi, którzy niczym zombie zmierzali do upragnionego celu.
Po pewnym czasie skręciliśmy w ciemną uliczkę, gdzie nie było ani jednej żywej duszy. W tej okolicy nie było żadnej latarni, więc szliśmy na ślepo, zostawiając za sobą szare nudne życie. Zmierzaliśmy ku temu co napawało mnie szczęściem i jednocześnie czymś, co mogłabym opisać jako niepokój.
Gdy cali zmarznięci dotarliśmy już do Twojego domu, weszliśmy do środka. Ściągnęliśmy mokre glany i ruszyliśmy w stronę małego pokoju, którego nie oddzielała żadna ściana. Zajęłam miejsce na łóżku, a Ty usiadłeś obok mnie i chwyciłeś delikatnie mój podbródek, po czym złożyłeś długi i namiętny pocałunek na mych ustach.
Drżącymi dłońmi objęłam Cię mocno. Jedną dłoń wplotłam w Twoje kruczoczarne włosy. Trzymałam Cię mocno. Tak jakbyś miał zaraz się rozpłynąć i zostawić mnie w tej ciszy samą.
Nie wiem jak mogłabym nazwać uczucie, którym Cię darzyłam. Może najzwyczajniej w świecie było to tylko pożądanie?
Nigdy nie miałam chłopaka, byłeś moim pierwszym i zapewne ostatnim mężczyzną jakiego zdołałam pokochać.
Nasz związek zawsze różnił się od innych. Gdy widziałam "zakochane" pary, przechadzające się po parku czułam coś w rodzaju zazdrości.
Sama nie wiem czemu. Zawsze wydawali się być tacy szczęśliwi i niewinni.
Napawałam się tamtą nocą tak, jakby to miała być nasza ostatnia.
Kochaliśmy się tak, jakby to było nasze pożegnanie. Tej nocy pragnęłam Cię tak bardzo, jak jeszcze nigdy dotąd.
Tej nocy czułam coś czego wcześniej nie zaznałam. Dałam się unieść rozkoszy rozchodzącej się po całym moim ciele i umyśle.
Kochałam Cię, ale nie była to miłość szczęśliwa. Nigdy nie umiałam z Tobą porozmawiać, wyżalić Ci się, bądź pochwalić.
Nasz związek w większości opierał się na seksie. Zapewne wtedy by mi to nie przeszkadzało. Pewno byłabym u Twego boku aż do starości, ale nie tak wyobrażałam sobie swoją przyszłość.
Tamtej nocy obudziłam się i pierwszym co poczułam było zimno. Bałam się otworzyć oczy. Bałam się zderzyć z rzeczywistością, ale tylko przedłużałam, to co było nieuniknione.
Leżąc ciągle na lewym boku uchyliłam lekko oczy, a zamiast Ciebie ujrzałam puste miejsce.
Połowę dnia spędziłam w łóżku, ciągle wpatrując się w miejsce, które poprzedniej nocy było ogrzewane przez Twoje ciało.
Do oczu napłynęły mi łzy, których mimo moich starań nie udało się powstrzymać.
Nie chciałam płakać. Chciałam zatrzymać po Tobie te najwspanialsze wspomnienia. Każdy dzień u Twego boku sprawiał, że nie mogłam myśleć o niczym innym. Tylko Ty się liczyłeś.
Ale teraz już Ciebie nie ma. Wyjechałeś. Nie zostawiając nawet małej karteczki z wyjaśnieniami.
Gdy wstałam pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju, pełnego bolesnych wspomnień. W chwili, gdy zamykałam drzwi obejrzałam się jeszcze za siebie i ten ostatni raz spojrzałam na ciemne pomieszczenie, do którego nie będzie mi już dane wrócić.
Minęły trzy lata. Jestem już dorosłą, pracującą kobietą. Mam swoje własne życie, ale nigdy nie przestaje o Tobie myśleć. Każdego dnia wspominam tamte dni. Mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz się znajdujesz, jesteś szczęśliwy. Oby ktoś obdarzył Cię taką samą miłością jak ja kiedyś. Siedzę teraz na dokładnie tej samej ławce co tamtej nocy. Nie wiem czemu postanowiłam to napisać. Pewno i tak, to spalę. W końcu nie mogę Ci tego wręczyć.
Pamiętasz?
Padał wtedy śnieg. Tak samo jak dziś, świat spowijał mrok...
ale cudowne *.* jejku! jak zobaczyłam że dodałaś notkę, to całą lekcje siedziałam i zastanawiałam kiedy się skończy bo chciałam przeczytać! Tylko czemu nie wiem kim jest czarnowłosy chlopak? Na myśl przyszedł mi Sasek, albo Itaś ;>
OdpowiedzUsuńPodoba mi się bardzo ten kawałek "Pamiętasz?
Padał wtedy śnieg. Tak samo jak dziś, świat spowijał mrok..." piękne!
no i życzę weny bo czekam na następną notkę;*
pozdrawiam, buziaki;*
Dziękuję bardzo droga czytelniczko! <3 Naprawdę cieszę się, że podobają Ci się moje opowiadania.
OdpowiedzUsuńAkurat w tym opo. nie miałam zamiaru opisywać czy też nazywać bohaterów.
Sama nawet nie wiem czemu ^^
Dziękuję i pozdrawiam ;*
Jeju, po przeczytaniu ostatnich trzech zdań łzy napłynęły mi do oczu... Jestem pełna podziwu dla Twojej wrażliwości, pomysłu i umiejętności, bo niezwykle oddałaś klimat tej smutnej historii. A to, że nie nazwałaś bohaterów, dało moim zdaniem jeszcze lepszy efekt. Byli tacy anonimowi, wobec siebie nawzajem i wszystkich wokół. I forma listu... Jesteś niesamowita, a to opowiadanie po prostu piękne..
OdpowiedzUsuń~Lawendowa