niedziela, 26 maja 2013

Rozdział siódmy

Że co? Odsunęłam się od Temari aby lepiej jej się przyjrzeć.
- Moje? - zapytałam wskazując na siebie palcem.
- Tak Twoje! - warknęła, a na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka.
W sumie..Jest zima, luty, a dokładniej trzeci. Czyli...Ma rację! Matko zapomniałam o swoich urodzinach!
- Co za ulga.. - westchnęłam ciężko i teatralnie przetarłam ręką czoło.
Całe szczęście, nie darowałabym sobie, gdybym zapomniała o jej urodzinach. Toż to by było okrutne. Tyle dla mnie zrobiła.
Odwróciłam się z powrotem do tłumu, który pofatygował się tu dla tak żałosnej osoby jaką jestem ja i obleciałam wszystkich wzrokiem.
Większość znam ze swojej klasy. Hinata z Naruto, Shikamaru, co raczej mnie nie zdziwiło, w końcu to facet Temari. Spostrzegłam jeszcze Kibe, Sasuke z Sakurą, taa, coś tam słyszałam od Tem, że Sasek w końcu zauważył istnienie Sakury, ale co z tego wyniknie, to nie mam zielonego pojęcia. Ino stała za Sakurą, gapiąc się w nią z zawiścią. Nawet Kankurou przyszedł! Neji, który zresztą kiedyś mi się podobał. Tenten i jakieś osoby, których kompletnie nie kojarzyłam. Nie wiem czy są z innej klasy czy co?
Zaczęłam nerwowo szukać wzrokiem Gaary. Gdzie jesteś? Gdzie? I nagle go spostrzegłam, stał przy stole z żarciem i szamał sobie kanapeczkę. Słodko! Matko, to nawet Gaara czasem je?! Zaraz... Czemu ja się tym podniecam...
- Przepraszam - usłyszałam głos Temari.
Hę? Za co? Spojrzałam jeszcze raz w stronę Gaary i obok niego spostrzegłam...O nie. Matsuri! Jebana, brzydka, głupia krowa!
Nieważne, że niedawno myślałam o niej, iż jest piękna. Przy Gaarze zdecydowanie brzydziej wygląda! O!
- Czemu? - zadałam jakże inteligentne pytanie.
- Starałam się powiedzieć Gaarze, że nie ma potrzeby aby była zaproszona, ale nie wyszło - odparła zwieszając głowę w dół - Zapytał czemu niby ma jej nie zapraszać i wtedy...nie wiedziałam co powiedzieć - dodała, po czym podeszła do mnie i objęła ramieniem.
Niby racja, co miała powiedzieć? Nie zapraszaj jej bo Nanami jest zazdrosna? Żałosne.
- Ale nie martw się. Gaara nigdy nie spojrzy na kogoś takiego jak ona - powiedziała niepewnie.
Jasne, wiem, że chciała mnie pocieszyć, ale ona tu jest i na pewno to wykorzysta. Mój wzrok cały czas był skierowany w stronę Gaary. Rozmawia...Z Tą, której imienia nie wolno wymawiać.
Poczułam niemiłe ukłucie w klatce piersiowej. Co teraz? Nawet nie jest zainteresowany moją osobą.
- Czy? Kazałaś mu? - zapytałam Temari.
- N...Nie! skąd! - zaczęła się jąkać - z własnej woli przyszedł - odparła wymachując rękoma.
Czyli jednak...Gdyby nie Temari, gdyby nie moje urodziny, nigdy by się to nie wydarzyło.
Jakaż ja jestem głupia. Co ja sobie myślałam? Przecież to oczywiste, że nigdy nie spojrzy na kogoś takiego jak ja. Ta, której imienia nie wolno wymawiać jest młodsza, zgrabniejsza i młodsza. Wspominałam już, że jest zgrabniejsza? Do tego wszyscy mówią, że jest strasznie otwarta na ludzi. Cóż, ja tam bym powiedziała, że po prostu jest nachalna, ale to moje zdanie.
- Chodź, usiądziemy sobie przy stole, walniemy po piwku i od razu Ci się polepszy - powiedziała z podekscytowaniem i pociągnęła mnie za rękę prowadząc w stronę zupełnie przeciwnym od Gaary.
Taa...tamten stół jest na żarcie, a ten, do którego zmierzamy jest do posiedzenia. Czego ja się dziwię, gdybym mieszkała w takim pałacu też bym tak robiła...
Odsunęłam sobie krzesło i usiadłam obok Deidary. A ten co tu robi? Jest straszny. Podejrzany typ, kto się z nim w ogóle zadaje?
Temari zajęła miejsce obok mnie i podała puszkę z piwem.
Dobra! Mam zamiar zalać się w pień. Może wtedy będę bardziej wyluzowana. Wzięłam duży porządny łyk i z trzaskiem odstawiłam puszkę na powierzchnię stołu.
Jednak nie dam rady!
- Hej młoda. Najlepszego - odparł znudzony Shikamaru, po czym usiadł obok Temari.
I kto to mówi. Spotykasz się ze starszą kobietą od siebie! Zmarszczyłam brwi i szturchnęłam Temari.
- Tem! - krzyknęłam - Tem, Temari... - dzielnie próbowałam, ale nic. Abonament tymczasowo nieosiągalny.
Zawsze tak jest, gdy ON jest w pobliżu. Całkowicie się wyłącza.
- Hej, czyżbyś szukała towarzystwa? - usłyszałam czyiś męski głos dochodzący z mojej lewej strony.
- Nie dziękuję - odpowiedziałam na pytanie Deidary ze spokojem i upiłam kolejnego łyka zimnego piwka.
Mam słabą głowę. Jak znam życie odlecę po trzeciej puszce.
Po pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk muzyki. Na szczęście rockowej. Dzięki Ci satanie! Do stołu zaczęły dosiadać się inne osoby. Na przeciwko mnie usiadł Gaara, a zaraz obok niego Ta, której imienia nie wolno wymawiać. No przyczepiła się jak rzep psiego ogona. Czy jemu to nie przeszkadza? Teraz będę musiała patrzeć się na te żałosne scenki z nią w roli głównej.
Spojrzałam się na niego niepewnie, ale nie odwzajemnił tego. Po prostu siedział ze spokojem i popijał piwko.
Popatrz na mnie! Popatrz na mnie! - zaczęłam powtarzać sobie w myślach i nagle stało się.
Nasze spojrzenia się spotkały, a ja co zrobiłam? No cała czerwona spuściłam wzrok. Geniusz!
Czyli co? W moje urodziny mam siedzieć sama? W sumie, to lubię samotność, ale jak już tu tyle ludzi, to powinnam się "dobrze bawić".
Tylko ja nie umiem rozmawiać z ludźmi. Spojrzałam raz jeszcze w stronę Gaary i...Szok! Moje serce zaczęło wariować. Ciągle patrzy?! A może to tylko moje urojenia? Znowu spuściłam wzrok i zaczęłam tępo gapić się w puszkę, którą trzymałam w dłoni. Zaczęłam nią nerwowo obracać, aż w końcu wzięłam się za czytanie zawartości piwa i "w jego skład wchodzą".
Gdy już odlepiłam wzrok od plakietki, raz jeszcze odważyłam się spojrzeć w jego stronę. Gada...z Tą, której imienia nie wolno wymawiać. O czym? Przez chwilę pomyślałam, aby wejść pod stół i podsłuchać ich rozmowę, ale na szczęścia Ta mądrzejsza Ja odwiodła mnie od tej decyzji.
Boli...Zwłaszcza to, że ONA umie się z nim dogadać, a ja nie. Kiedy tylko jest przy mnie tracę język w gębie.
Zerknęłam niepewnie w stronę Deidary. Wydaję się być tak samo znudzony jak ja. Może by? Nie! Niby jak mam zacząć rozmowę? "Hej co tam?". Zazwyczaj tak się ludzie witają, ale to trochę nienormalne.
- Mam coś na twarzy? - zapytał rozweselony blondyn.
- Hę? Nie, nie. P...Przepraszam - odpowiedziałam i wróciłam do czytania plakietki na puszce.
Znowu! Drugi raz się zawiesiłam!
- Zamiast czytać pij - zaśmiał się Deidara, po czym stuknął końcem puszki o moją.
Ach! Przejął inicjatywę. Co powinnam zrobić? Zaśmiać się?
- Haha! Tak racja! - krzyknęłam tak, że wszyscy z uśmiechem na twarzy się na mnie spojrzeli.
Skuliłam się tak mocno, że prawie zsunęłam się z krzesła. Przyłożyłam sobie puszkę do ust i zaczęłam nerwowo gryźć jej róg.
Chcę zapaść się pod ziemię. Nie patrzcie na mnie...
Usłyszałam cichy śmiech blondyna. Zerknęłam na niego, a ten z zamkniętymi oczami i przyłożoną dłonią do ust śmiał się.
Słodki... Nie! Nanami, zaczyna Ci odwalać!
Ile on w ogóle ma lat? Dziewiętnaście? O rok starszy ode mnie. Chyba kretyn uwalił jeden rok, bo już nie powinien chodzić do naszego liceum. Zresztą, ja też uwale...
- Zabawna jesteś - odparł patrząc się na mnie.
- D...Dzięki? - wyjąkałam niepewnie, po czym podniosłam się, gdy zauważyłam, że już nikt mnie nie obserwuje.
Wzięłam kolejnego i ostatniego łyka, po czym wstałam od stołu. Chce mi się palić. Czy można palić u niego w domu? A może trzeba wyjść?
Powoli i cichutko ruszyłam w stronę drzwi. Mam nadzieję, że nikt mnie nie zauważy.
- A Ty dokąd? - zapytał Deidara.
Taa..nikt mnie nie zauważy...
- Zapalić - odparłam krótko, po czym wyszłam z salonu.
- Idę z Tobą - odezwał się Dei idąc koło mnie.
Szybki! Po co on się mnie uczepił. Przecież jak nas razem zobaczą to facet definitywnie będzie miał przerąbane. Będą go gnębić tak samo jak mnie. Poszłam za Deidarą prosto do kuchni. Usiadł przy dużym stole i poklepał krzesło obok siebie.
Usiadłam naprzeciwko Deia, tak, że miałam widok na drzwi. Chciałam zapalić, ale...no tak. Nie mam.
Deidara spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym wyciągnął rękę w moją stronę z paczką papierosów. Miło z jego strony.
Chwyciłam jednego papierosa, włożyłam go do ust i odpaliłam zaciągając się przy tym mocno.
O tak...tego mi było trzeba.
- Dziękuje - powiedziałam nawet na niego nie patrząc.
Nagle drzwi otworzyły się, a do kuchni wszedł Gaara z..no z NIĄ! Spojrzałam na nich niepewnie, po czym spuściłam wzrok i utkwiłam go w blacie od stołu.
Będę liczyć drzazgi...
Po co oni tu przyszli. Jeśli chcą się zabawić, to przykro mi, ale kuchnia zajęta. W moim sercu zaczął szaleć tajfun, a w brzuchu czułam niemiły ucisk.
Oczywiście wytłumaczę to sobie tak...Serce boli bo, no może za dużo papierosów, a jeśli chodzi o brzuch, to pewno do kibla mi się chce. O!
Usłyszałam kroki. Nie mów, że tu usiądą.
Nagle poczułam jak ktoś dotyka mojego podbródka. To Deidara! Uniósł go tak, że byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy.
Niepewnie chwyciłam go za rękę, aby ją odsunąć, ale nie dałam rady. Chuchro ze mnie.
- Nie przejmuj się - szepnął z uśmiechem na twarzy, po czym odsunął rękę.
Co? Co?! To, to aż tak widać?
Nie wiedząc gdzie podziać wzrok, po prostu zaczęłam się gapić na Deidare. Kątem oka spostrzegłam jak Gaara podchodzi do lodówki i coś w niej szuka, a TA przylepa stała za nim tak jakby chciała go zaraz objąć.
Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Uniosłam więc głowę do góry i starałam się je powstrzymać, ale nie wyszło. Po policzku spłynęła mi jedna słona kropla.
Nagle poczułam czyiś dotyk, ciepły i przyjemny. Deidara dłonią wytarł mi tą nieszczęsną łzę, po czym uśmiechnął się pogodnie.
Nie wiedzieć czemu kąciki moich ust mimowolnie się uniosły.
- Chcesz piwa? - zapytał jakby nigdy nic, po czym wstał i podszedł do lodówki.
Kątem oka zauważyłam jak Gaara na mnie patrzy. Nie! Wszystko widział?! Miałam ochotę wykrzyczeć "To NIE tak!", ale zamiast tego utkwiłam wzrok w blondynie, który stał przy lodówce.
Zaciągnęłam się mocno nikotynowym dymem, po czym wypuściłam z płuc smugę szarego dymu. Gdyby nie On już dawno bym się rozkleiła.
Usłyszałam dźwięk odpalanego papierosa. Spojrzałam w stronę czerwonowłosego, a ten oparty o stół, stał i palił. Nie! Wyjdźcie stąd!
Dei postawił mi otwartą już puszkę przed nosem i uśmiechem zachęcił do tego abym piła. Czemu jego uśmiech tak bardzo podnosi mnie na duchu?
- Gaara, a mogę palić z Tobą na pół? - zapytała słodkim głosikiem Matsuri - To będzie niczym taki pośredni pocałunek! - krzyknęła podniecona.
Poważnie? Are you fucking kidding me?! Zacisnęłam dłoń na puszcze tak, że knykcie zaczęły robić się białe.
- Chodź - usłyszałam głos Deidary.
Dziękuję! Nie zastanawiając się dłużej wstałam i ruszyłam za nim do salonu.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział Szósty





I oto kolejny rozdział, który został dodany w odpowiednim czasie. ;D Na następny także nie będziecie musieli długo czekać.
Pozdrawiam wszystkich czytelników i życzę miłego czytania ^^





Tik-tak Tik-tak. W pomieszczeniu słychać tylko to upierdliwe urządzenie i mnie. A dokładniej to, jak siorbię.
Siedzimy tu tak już z piętnaście minut, a ja mam wrażenie jakby minęła co najmniej godzina.
Normalnie miała bym to gdzieś. Normalnie, to zasłoniłabym okno i było by wręcz zajebiście, ale przez to, że ON tu jest na wszystkim muszę się dokładnie skupiać. Nawet na oddychaniu! Czy to jest normalne? Czy właśnie tak zachowują się zakochane dziewczyny? Wątpię. Ja po prostu jestem...inna?
Nie wiem czy w pozytywnym słowa tego znaczeniu.
Nagle, po tej cholernie długiej ciszy, usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie, to nie mój. Przecież ja nikogo nie znam.
Jedyne kontakty w moim telefonie to numer Temari i mamy. Z mamą i tak rzadko się kontaktuje, leży w szpitalu. Mama to mój jedyny powód, aby opuszczać czasem mój skromny domek.
Gaara odebrał, wstał i wyszedł z pokoju.
Szczerze mówiąc to mi ulżyło. I o to mamy następny powód, aby twierdzić, iż jestem nienormalna.
Czytałam gdzieś, że zakochane dziewczyny nie mogą wytrzymać sekundy bez ich obiektu westchnień, a ja? Ja się głupia cieszę.
Co prawda czuję się szczęśliwa jak tu jest, ale też mam dokuczliwy ból brzucha, co jest dosyć kłopotliwe. Nie wspominając już o szybkim biciu serca.
Starając się uspokoić, dopiłam do końca herbatę, po czym cierpliwie czekałam na ciąg dalszy stresu.
Po jakimś czasie moją cierpliwość szlag trafił.
Zerkałam co chwilę na tykające cholerstwo, ale czas mijał, a po Gaarze ani śladu. Czyżby szykował jakieś niecne narzędzia tortur?
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, w celu ukarania siebie za debilne myśli, po czym niepewnie wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę drzwi. Uchyliłam je lekko i wyjrzałam za nie. Oczywiście jak na złość nikogo za nimi nie było.
Może wyjdę i go poszukam? Ta, świetny pomysł, idź i zgub się w tym labiryncie.
W sumie, to mogę tu zostać i spokojnie poczekać. W końcu co mi się stanie, jeżeli tu trochę posiedzę. No, ale z drugiej, czy tam trzeciej strony, wolę się upewnić czy wszystko gra. W razie "W" będzie mi łatwiej uciec.
Głowiłam się tak jeszcze chyba z dziesięć minut i po przeanalizowaniu wszystkich argumentów, które sobie wymieniałam, zdecydowałam, iż pójdę go poszukać.
Tak! W końcu!
Niepewnie wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę...gdzieś. Szłam korytarzem cały czas prosto, a później w...lewo?
Czy to było prawo? Cholera! Ja i ta moja orientacja w terenie. Po ciul mu taki wielki dom, a raczej pałac!
Dobra, wybieram prawo. Obym się nie myliła. Przeszłam krótki kawałek i...Tak! O to, przede mną pojawiły się schody na dół!
Ale, nikogo na dole nie było. Znowu, czy to nie dziwne? Powoli i cicho zeszłam po schodach i usłyszałam czyiś śmiech.
Strach mnie lekko sparaliżował. Kogo on wpuścił? Przeszłam kawałek dalej i spostrzegłam, że drzwi od kuchni są otwarte.
Znowu śmiech. Śmiech kobiety. No nie. Poważnie? Sprowadził sobie dziewczynę, kiedy ja u niego jestem? I to jeszcze mnie samą zostawił, żeby sobie z nią pohihrać?
A jeśli to ta cała Matsuri? Głupia suka zawsze się do niego lepiła.
Zabolało. I to bardzo. Podbiegłam szybko do drzwi wyjściowych, ubrałam buty i nie myśląc nawet co robię, wybiegłam z jego domu.
Czyli jest taki sam jak inni. Zmienia kobiety jak rękawiczki. Pewno mnie też chciał wykorzystać.
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, a potem jak po policzku spłynęła mi pojedyncza. Na tej jednej się nie skończyło, niestety.
I czego ja ryczę? Przecież mnie nie zdradził. Ma prawo spotykać się z kim chce, ja znam go tylko od kilku godzin, więc czemu płaczę? Dlaczego tak boli mnie w piersi?
Obraz zrobił mi się coraz bardziej zamazany, aż w końcu musiałam się zatrzymać.
Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła.
Gdzie ja jestem?
Chyba w jakimś parku, gdyż dużo tu drzew i są ławki.
Zimno. Potarłam dłońmi o ramiona i kucnęłam przy pobliskim drzewie. I co ja mam teraz robić?
Drżącą dłonią sięgnęłam do kieszeni w celu znalezienia papierosów, ale szybko się rozczarowałam.
Przecież nie mam ze sobą swojej bluzy ani kurtki. Mam tylko zapalniczkę, która jest w kieszeni od spodni.
Po jakimś czasie po prostu zaczęłam spacerować, aby nie zamarznąć. Chciałam kogoś zapytać o drogę, ale o tak wczesnej porze nikogo nie spotkałam.
Nagle usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Zdziwiłam się trochę, bo zazwyczaj do mnie nie dzwonią.
Spojrzałam na szybkę, aby sprawdzić kto to może być, po czym odebrałam.
- Gdzie Ty do cholery jesteś!? - usłyszałam krzyk Temari.
Do oczu znowu napłynęły mi łzy.
- Nie wiem - wyjąkałam, strasznie przeciągając sylaby.
- Jak to nie wiesz? Coś się stało? - zapytała zatroskana - Ktoś Ci coś zrobił?! - zapytała takim tonem jakby zaraz chciała wyjść i wpierdzielić tej osobie.
- Nie...znaczy tak, ale nie tak jak myślisz. W sumie to nic się nie stało - wyszeptałam, po czym usiadłam na ziemi - Chyba jestem w jakimś parku - tylko tyle zdążyłam powiedzieć, bo Temari się rozłączyła.
Siedziałam tak skulona z pół godziny, kiedy nagle usłyszałam czyiś krzyk.
Podniosłam głowę i spojrzałam przed siebie. Z oddali białego krajobrazu, spostrzegłam biegnącą postać w moją stronę.
Temari - pomyślałam, po czym zerwałam się na nogi i podbiegłam do niej.
Temari objęła mnie i trzymała tak z dobrą minutę, po czym zapytała.
- Czemu nie jesteś u Gaary?
Skąd wie? Już zdążył ją powiadomić? Niby po co?
- Tak, zadzwonił do mnie - odparła uważnie mi się przyglądając - Trochę się zdenerwował, gdy zauważył, że Cię nie ma - dodała, po czym palcem wskazującym otarła mi łzę z policzka.
- Czemu? - rzuciłam pierwsze słowo jakie przyszło mi na myśl.
- Głuptasie, czuł się za Ciebie odpowiedzialny. Jesteś jak dziecko - odparła z lekkim uśmiechem na ustach.
Nic już nie powiedziałam. Czułam...upokorzenie? Nie to chyba nieodpowiednie słowo. Prędzej zazdrość albo niechęć.
Nie patrzyłam gdzie Temari mnie prowadzi, po prostu trzymałam ją za rękę i dałam się jej prowadzić.
Dopiero po dojściu pod dom zorientowałam się, że nie przyprowadziła mnie do mojego mieszkanka, tylko do Gaary.
Zatrzymałam się przed bramą i pokręciłam przecząco głową.
- Nie chcę - wyszeptałam.
Temari nie zwracając uwagi na moje fochy zaciągnęła mnie do środka.
- A teraz grzecznie zdejmuj butki i lecimy do salonu - odparła z uśmiechem.
Gdzie? A po jaką cholerę! Mam dość tego dnia. Czuję się zmęczona i wkurwiona. Tak, wkurwiona!
Posłusznie zdjęłam buty i z miną męczennika ruszyłam za Temari do salonu. Otworzyła drzwi, a ja weszłam pierwsza.
Jedynym co tam zastałam była ciemność. przez chwilę pomyślałam, że Temari i Gaara spiskują przeciwko mnie, gdy nagle oślepiło mnie jasne światło i grom okrzyków wołających "Wszystkiego Najlepszego!".
Stałam tak wryta i zaczęłam intensywnie myśleć. Wszystkiego najlepszego? W końcu mnie uderzyło...
Z prędkością światła odwróciłam się za siebie i spojrzałam na Temari.
- Matko Temari! Przepraszam! - uwiesiłam się jej na szyję - Wszystkiego najlepszego! - krzyknęłam jej na ucho ze łzami w oczach.
Jaka ze mnie przyjaciółka!? Żeby zapomnieć o urodzinach swojej jedynej przyjaciółki? Jestem bez serca!
- Nanami, puść mnie - odparła spokojnie Temari - To nie tak - dodała.
Ale ja uparcie wisiałam na jej szyi, a po policzkach spływał mi "strumień" łez.
Nagle usłyszałam za sobą liczne śmiechy. No tak, śmieją się ze mnie. Gaara specjalnie zaprosił mnie do siebie, aby zrobić jej niespodziankę, a ja najzwyczajniej w świecie uciekłam.
- Jakaś Ty głupia! - warknęła Temari.
- Wieeeem - wyjąkałam, po czym mocno pociągnęłam nosem.
- Debilko! To Ty masz dzisiaj urodziny! - Krzyknęła przyjaciółka, a śmiechy za mną nasiliły się jeszcze bardziej.
Co?

poniedziałek, 13 maja 2013

Wspomnienie, które nigdy nie umrze

No więc tak...
Nie jest to rozdział szósty opowiadania "Historia Nanami". Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni tym faktem.
Po prostu w chwili nagłej fali weny jaka mnie ogarnęła stworzyłam coś, co zazwyczaj zwą one-shot.
Powiedzmy, że jest to taki dodatek na tym blogu i jeśli będzie taka możliwość, może będę dodawała takie Opowiadania częściej ^^

Jestem już w trakcie pisania szóstego rozdziału "Historia Nanami", ale dosłownie przy końcówce ogarnęła mnie pustka i nie wiem co napisać! ;o
Dlatego pomyślałam sobie, iż to będzie dobry zapychacz. ^^

Mam nadzieję, że wam się spodoba. *.*
Miłego czytania! <3




Noc. Kojąca ciemność, która jest tak pięknym zjawiskiem. Czasem ludzie widzą w niej zło, a tak naprawdę tylko ona jest naszą przyjaciółką, kiedy czujemy się samotni, porzuceni, zdradzeni...

Pamiętasz?
Padał wtedy śnieg. Tak samo jak dziś, świat spowijał mrok.
Tylko uliczne latarnie rozświetlały swym pomarańczowym światłem zatłoczone chodniki. Gdzie by się nie rozejrzeć znajdowały się sklepy. To jedna z tych dzielnic w Tokio, która jest odwiedzana nawet o późnych godzinach wieczornych.
Siedziałam sama. Sama pośród całego tego tłoku ludzi. Wszyscy się gdzieś śpieszyli. Inni wracali z pracy, a jeszcze inni gonili na spotkania ze znajomymi. Każdy wydawał się być szczęśliwy. Wszyscy tacy sami. Może to tylko złudzenie, może ludzie tylko udają. Większość zapewne ma narzucone maski, tylko po to, aby inni ich nie odepchnęli.
Ludzie tak bardzo boją się samotności, że posuną się do najgorszych czynów, aby tylko być zauważonym.
Chociaż na chwilę. Poczuć się kochanym.
Ja wtedy czułam się kochana. Może to była tylko iluzja, ale nie byłam w stanie tego zauważyć. Chociaż nie byłam jak każda inna nastolatka, to mimo wszystko cieszyłam się życiem, a przynajmniej się starałam. Zawsze różniłam się od innych dziewczyn. Nigdy nie chodziłam na randki ani na spotkania z przyjaciółkami.
Moja przeszłość nie była za ciekawa i jakoś nie specjalnie chciałam się nią dzielić.
Kiedy słyszę osoby, które narzekają na swoich rodziców bądź na życie, którym chętnie by się wymienili, ogarnia mnie złość.
Czy naprawdę najpierw trzeba coś stracić, aby zdać sobie sprawę z tego, że to "coś" czyniło Cię najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
Ja szybko zdałam sobie sprawę, co to znaczy utrata bliskiej mojemu sercu osoby.

Z nieba sypał się biały puch i coraz to bardziej przykrywał swym zimnem całe Tokio. Nie zwracałam wtedy na to uwagi, po prostu siedziałam na jednej z wielu wolnych ławek i cierpliwie czekałam.
Sięgnęłam dłonią do kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnęłam paczkę papierosów, których tak bardzo nienawidziłam.
Wyciągnęłam jednego papierosa, po czym włożyłam go do ust. Schowałam paczkę, a po chwili wyciągnęłam zapalniczkę, którą odpaliłam obrzydliwego papierosa.
Zaciągnęłam się mocno nikotynowym dymem, po czym wypuściłam smugę szarego dymu, który na tym mrozie wydawał się unosić w nieskończoność.
Nie zwracałam uwagi na ludzi, a oni nie interesowali się moją osobą. Może niekiedy jakiś przechodzeń spojrzał na mnie pogardliwym wzrokiem, ale miałam to głęboko w poważaniu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam inaczej niż inni. Ale tego właśnie chcę.
Nie należę do tego typu osób, którzy próbują się dopasować do otoczenia, nie jestem im podporządkowana.

Po dwudziestu minutach przyszedłeś, jakby nigdy nic. Z tym Twoim uśmiechem na ustach, który doprowadzał mnie do szaleństwa.
Podszedłeś do mnie i na powitanie, delikatnie musnąłeś swoimi wargami me usta.
Było to dla mnie piękne, ale również bałam się tego uczucia, które z dnia na dzień w nas narastało coraz bardziej.
Zawsze witałeś się tak samo. Nigdy nic nie mówiłeś, tylko uśmiechałeś się i całowałeś delikatnie.
Nie odzywaliśmy się często, napawaliśmy się ciszą, która nie była dla nas ani odrobinę niezręczna.
Wyciągnąłeś do mnie dłoń a ja uchwyciłam ją. Tak ciepłą i delikatną, a zarazem silną i męską.
Wstałam, po czym ruszyliśmy przed siebie. Doskonale wiem dokąd zmierzaliśmy. Jak zwykle, każde nasze spotkanie kończyło się tak samo.
Nigdy nie było spacerków, randek czy też zwykłych spotkań z przyjaciółmi.
Ten związek był dla mnie jak sen, z którego w każdej chwili mogłam się wybudzić. I tego tak bardzo się bałam. Byłam z Tobą tak szczęśliwa, że wydawało się to nierealnym złudzeniem.
Idąc po zasypanym śniegiem chodniku, trzymaliśmy się za ręce. Nie patrzyliśmy na siebie, nie odzywaliśmy się. Tylko szliśmy wymijając ludzi, którzy niczym zombie zmierzali do upragnionego celu.
Po pewnym czasie skręciliśmy w ciemną uliczkę, gdzie nie było ani jednej żywej duszy. W tej okolicy nie było żadnej latarni, więc szliśmy na ślepo, zostawiając za sobą szare nudne życie. Zmierzaliśmy ku temu co napawało mnie szczęściem i jednocześnie czymś, co mogłabym opisać jako niepokój.
Gdy cali zmarznięci dotarliśmy już do Twojego domu, weszliśmy do środka. Ściągnęliśmy mokre glany i ruszyliśmy w stronę małego pokoju, którego nie oddzielała żadna ściana. Zajęłam miejsce na łóżku, a Ty usiadłeś obok mnie i chwyciłeś delikatnie mój podbródek, po czym złożyłeś długi i namiętny pocałunek na mych ustach.
Drżącymi dłońmi objęłam Cię mocno. Jedną dłoń wplotłam w Twoje kruczoczarne włosy. Trzymałam Cię mocno. Tak jakbyś miał zaraz się rozpłynąć i zostawić mnie w tej ciszy samą.
Nie wiem jak mogłabym nazwać uczucie, którym Cię darzyłam. Może najzwyczajniej w świecie było to tylko pożądanie?
Nigdy nie miałam chłopaka, byłeś moim pierwszym i zapewne ostatnim mężczyzną jakiego zdołałam pokochać.
Nasz związek zawsze różnił się od innych. Gdy widziałam "zakochane" pary, przechadzające się po parku czułam coś w rodzaju zazdrości.
Sama nie wiem czemu. Zawsze wydawali się być tacy szczęśliwi i niewinni.
Napawałam się tamtą nocą tak, jakby to miała być nasza ostatnia.
Kochaliśmy się tak, jakby to było nasze pożegnanie. Tej nocy pragnęłam Cię tak bardzo, jak jeszcze nigdy dotąd.
Tej nocy czułam coś czego wcześniej nie zaznałam. Dałam się unieść rozkoszy rozchodzącej się po całym moim ciele i umyśle.
Kochałam Cię, ale nie była to miłość szczęśliwa. Nigdy nie umiałam z Tobą porozmawiać, wyżalić Ci się, bądź pochwalić.
Nasz związek w większości opierał się na seksie. Zapewne wtedy by mi to nie przeszkadzało. Pewno byłabym u Twego boku aż do starości, ale nie tak wyobrażałam sobie swoją przyszłość.

Tamtej nocy obudziłam się i pierwszym co poczułam było zimno. Bałam się otworzyć oczy. Bałam się zderzyć z rzeczywistością, ale tylko przedłużałam, to co było nieuniknione.
Leżąc ciągle na lewym boku uchyliłam lekko oczy, a zamiast Ciebie ujrzałam puste miejsce.
Połowę dnia spędziłam w łóżku, ciągle wpatrując się w miejsce, które poprzedniej nocy było ogrzewane przez Twoje ciało.
Do oczu napłynęły mi łzy, których mimo moich starań nie udało się powstrzymać.
Nie chciałam płakać. Chciałam zatrzymać po Tobie te najwspanialsze wspomnienia. Każdy dzień u Twego boku sprawiał, że nie mogłam myśleć o niczym innym. Tylko Ty się liczyłeś.
Ale teraz już Ciebie nie ma. Wyjechałeś. Nie zostawiając nawet małej karteczki z wyjaśnieniami.
Gdy wstałam pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju, pełnego bolesnych wspomnień. W chwili, gdy zamykałam drzwi obejrzałam się jeszcze za siebie i ten ostatni raz spojrzałam na ciemne pomieszczenie, do którego nie będzie mi już dane wrócić.

Minęły trzy lata. Jestem już dorosłą, pracującą kobietą. Mam swoje własne życie, ale nigdy nie przestaje o Tobie myśleć. Każdego dnia wspominam tamte dni. Mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz się znajdujesz, jesteś szczęśliwy. Oby ktoś obdarzył Cię taką samą miłością jak ja kiedyś. Siedzę teraz na dokładnie tej samej ławce co tamtej nocy. Nie wiem czemu postanowiłam to napisać. Pewno i tak, to spalę. W końcu nie mogę Ci tego wręczyć.

Pamiętasz?
Padał wtedy śnieg. Tak samo jak dziś, świat spowijał mrok...


poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział Piąty

 Taaaak! Widzicie to?! O to wasza JA dodała w końcu następny rozdział. I to po jedenastu dniach!
Jestem z siebie dumna. ^^
Co prawda jest krótki, ale przynajmniej szybko się pojawił, więc mam usprawiedliwienie.
Oby ten rozdział także wywołał u was uśmiechy na twarzach. ;-*
Życzę wam jak zawszę Miłego Czytania! ;D



Zbiegliśmy na dół i już zaczęliśmy kierować się w stronę....W sumie to nie wiem gdzie. Rzadko wychodzę z domu. Znam tylko drogę do szkoły, cud, że w ogóle ją jeszcze pamiętam, bo od kilku miesięcy tam nie byłam.
Przeszliśmy już parę dobrych metrów, a Gaara ciągle nie puszcza mojej dłoni.
Serce mi przyśpieszyło i poczułam, że robi mi się coraz bardziej gorąco. Jeszcze nigdy nie miałam okazji trzymać chłopaka za rękę. Szłam parę kroków z tyłu. Spojrzałam na Gaare i fala gorąca uderzyła mnie jeszcze bardziej, gdy do mojego mózgu dotarło, że przecież trzymam za rękę chłopaka, który mi się podoba.
Mimo iż na dworze mróz, ja pocę się niemiłosiernie. W końcu stało się najgorsze, straciłam czucie w nogach, a dłoń miałam już tak mokrą, że wyślizgnęła się z uścisku i z wielkim hukiem rąbnęłam twarzą prosto w zaśnieżony chodnik.
Miałam ochotę tak zostać. Nie podnosić się i roztopić w raz ze śniegiem. Poczułam mocne szarpnięcie i już znalazłam się z powrotem na nogach.
- Nic Ci nie jest? - zapytał, lekko się przy tym śmiejąc.
Taa, zapewne musiało to wyglądać komicznie. I tak o to znowuż doprowadziłam Gaare do śmiechu. Powinnam za to dostać nobla!
- Nie - odpowiedziałam otrzepując swoje przemoknięte już ubrania.
- To dobrze, chodźmy - odparł ruszając dalej.
Ja ciągle na giętkich nogach starałam się iść w miarę normalnie, ale nie wychodziło. Cały czas się potykałam.
Po jakimś czasie doszliśmy do sporego, ogrodzonego metalowym płotem domu.
Gaara podszedł do furtki i wpisał jakiś kod, po czym brama się otworzyła.
- Zapraszam - odparł szarmancko wskazując ręką w stronę drzwi.
Eee...zaraz, zaraz. Przeszliśmy taki kawał drogi, gdzie ja się wywróciłam, nażarłam stresu, tylko po to, aby z powrotem wejść do domu?
Niepewnie ruszyłam w stronę drzwi i aż podskoczyłam, gdy usłyszałam za sobą dźwięk zamykającej się furtki. Gaara przeszedł obok mnie i podszedł do drzwi wejściowych, po czym otworzył je i machnął na mnie ręką.
Z miną skazańca ruszyłam przed siebie. Minęłam Gaare, a po chwili znalazłam się w pięknym pomieszczeniu, które wystrój miało trochę staroświecki, co nie zmienia faktu, iż dom wywierał ogromne wrażenie.
Zaraz...Czy ja właśnie...Czy ja...Jestem w domu Gaary?! W domu Gaary! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w jego domu, ale po jaką cholerę mnie tu przyprowadził!
Po głowie zaczęły łazić mi myśli takie, że nie jedna osoba by się przeraziła. W końcu tak naprawdę, to nie znam Gaary.
- Czy... - zaczęłam z przejęciem - czy jesteśmy tu sami? - zapytałam.
Echo mojego głosu rozniosło się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowałam.
- Halo!? - krzyknęłam z przerażeniem i obkręciłam się w okół własnej osi.
Pustka...Nie ma go...zostawił mnie samą w tym wielkim domu?
- Gaara!? - krzyknęłam niepewnie z nadzieją, że zaraz się tu gdzieś wychyli.
Ale nic. Na nic zdały się moje nawoływania. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę pierwszych lepszych drzwi, które znajdują się po prawej stronie niedaleko schodów, prowadzących na górę.
Otworzyłam je i spostrzegłam tam dużą kuchnię z wielkim stołem znajdującym się na środku.
- Nic...- westchnęłam i cofnęłam się z powrotem do pomieszczenia, z którego przyszłam.
Zrezygnowana usiadłam na schodach i podparłam głowę na dłoniach.
A mogłam sobie zostać w moim ciemnym, cichym mieszkanku, ale nie...- pomyślałam, po czym przymknęłam oczy.
- Nanami... - usłyszałam jak ktoś wypowiada moje imię.
Wytrącona z rozmyśleń zerwałam się na równe nogi krzycząc przy tym jak oszalała. Ruszyłam pędem przed siebie i wpadłam na kogoś. Tym kimś jak można było się domyślić okazał się Gaara.
Podniosłam głowę do góry i spostrzegłam uśmiechniętą twarz Gaary. Czemu to zawsze ze mnie się tak wszyscy śmieją?
Odsunęłam się od niego i nie zwracając uwagi na jego cichy śmiech, przeczesałam dłonią rozczochrane włosy.
- Przepraszam, że Cię wystraszyłem - odpowiedział już poważnie.
- Nie wystraszyłeś - zaprzeczyłam i z grymasem wydęłam usta.
- Jasne - odpowiedział przeciągając to słowo, po czym ruszył w stronę schodów.
Nie zastanawiając się długo, poszłam za nim. Szliśmy jakimś korytarzem, później skręciliśmy w lewo i znowuż prosto.
Po krótkiej chwili Gaara zatrzymał się i otworzył drzwi po lewej.
Ja nie ruszając się z miejsca, zaglądnęłam tylko delikatnie do środka, ale nie zdołałam się przyjrzeć, gdyż Gaara położył dłoń na moich plecach i lekko pchnął mnie w stronę pokoju.
Znowu lekko pisnęłam. Nienawidzę jak tak robi!
- I co się boisz? - zapytał Gaara wchodząc zaraz za mną i zamykając drzwi.
No może właśnie tego?! Jeszcze trochę i pomyślę, że chce mnie tu...zabić. Albo co gorsza...
Potrząsnęłam głową wyrzucając z siebie głupie myśli, po czym rozejrzałam się po pokoju. Wydawał się większy od mojego saloniku i kuchni razem wziętych. Mimo wszystko przytulnie tu. Na przeciwko drzwi duże okno, koło okna duże łóżko. Zmieściłyby się na nim z cztery osoby! Wszystko w tym domu jest...duże. Na środku znajdował się Kotatsu*, a niedaleko niego biurko, szafa i inne przydatne przedmioty. Dominuje tu kolor bordowy i czarny.
Jeszcze raz mimowolnie zerknęłam w stronę łóżka. Jakby tak pomyśleć, to pierwszy raz mam okazję być w pokoju chłopaka.
Zapewne, pełno dziewczyn się tutaj przewinęło.
Poczułam lekkie ukłucie w okolicy klatki piersiowej, a oczy zapiekły nieznośnie.
- Cała się trzęsiesz - stwierdził Gaara - usiądź przy Kotatsu i chyba...powinnaś zdjąć te przemoczone rzeczy - odparł z lekkim uśmiechem, robiąc krok w moją stronę.
Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem.
Nie trzęsę się z zimna! - Tak chciałam krzyknąć, gdybym tylko mogła. Przez nieznośną gulę, która pojawiła się w moim gardle nie byłam w stanie wypowiedzieć nawet słowa.
Gaara zakrył sobie usta dłonią i cicho się zaśmiał.
Co znowu!?
- O kurtkę mi chodziło - odparł ciągle się uśmiechając.
- a...ach - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
Zdjęłam kurtkę i podałam ją Gaarze. Matko, co za żenująca sytuacja. Czy ja jestem jakaś nienormalna?
Gaara podszedł do szafy i wyjął stamtąd jakąś koszulkę i bluzę.
- Masz... - powiedział i rzucił mi rzeczy, które przed chwilą wyjął z szafy - idę zrobić herbaty, a Ty w tym czasie się przebierz - dodał, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Jasne, co jeszcze? Nie miałam zamiaru przebierać się w jego rzeczy. Nigdy!
Usiadłam przy stoliku i włożyłam nogi pod futon.
Tak ciepło i przyjemnie - pomyślałam, po czym położyłam się i zaczęłam tępo gapić w jeden punkt na suficie.
Przekręciłam głowę w lewo, a na ziemi spostrzegłam jego rzeczy, które dał mi na zmianę. Chwyciłam koszulkę i przyłożyłam sobie do twarzy. Zaciągnęłam się mocno zapachem koszulki.
Poczułam się trochę idiotycznie...Jak taka kretyńska fanka ulubionego zespołu, która wącha i robi inne dziwne rzeczy z własnością wokalisty, kiedy nie patrzy.
Siedziałam tak przez chwilę z tą koszulką przytkniętą do twarzy, po czym się poddałam.
Moja jest nieprzyjemnie mokra, przez co nie dość, że jest mi trochę zimno, to jeszcze niekomfortowo się czuję.
Podniosłam się więc na nogi i szybko na palcach podbiegłam do drzwi. Uchyliłam je lekko i wyjrzałam przez nie.
- Pusto - wymamrotałam pod nosem, po czym znowu zamknęłam drzwi i usiadłam przy kotatsu.
Trochę skrępowana tą sytuacją zdjęłam swoją koszulkę i założyłam tą Gaary, która była w kolorze czarnym. Czysta, sucha i przede wszystkim pachnąca. Założyłam jeszcze bluzę i poczułam się jak w niebie.
Znowu wsunęłam nogi pod futon i oparłam się na stoliku.
- O widzę, że już Ci cieplej. Może zmniejszę temperaturę w kotatsu? - odparł wchodząc do pokoju - Cała jesteś czerwona - dodał.
Myślę, że to nie przez ciepło - pomyślałam i przyłożyłam dłonie do twarzy.
Podszedł do stolika, po czym postawił dwie herbaty, a po chwili sam zajął przy nim miejsce.
I tego się właśnie najbardziej obawiałam. Zostać sam na sam z Gaarą w wielkim domu, gdzieś daleko na końcu korytarza! Czy on mieszka sam w tak wielkiej posiadłości!?


* To bardzo niski stół, otoczony jest czymś w rodzaju futonu..kołdry. Pod nim znajduje się grzałka