środa, 25 grudnia 2013

Rozdział Dziewiąty

Tak, jest krótko i to potwornie, ale i tak cud, że w ogóle udało mi się coś napisać w niecały dzień.
Nie rozkręciłam tego, bo na razie jak już wcześniej wspomniałam, brak mi weny na dalszą akcję w tym opowiadaniu, jednak zmusiłam się i napisałam coś luźnego.
Miejmy nadzieję, że to tylko początek i z dalszymi rozdziałami będzie mi szło coraz lepiej.

Miłego czytania ^,^






Zaczynam stąpać z nogi na nogę, gdyż czuję zbierającą się w moich glanach wodę. Śnieg, który wielkością przypomina piłeczki pingpongowe pada z coraz to większą siłą, sprawiając, iż moje włosy stają się powoli białe. Odwracam się za siebie, skąd ciągle dobiegają mnie głośne rozmowy, śmiechy oraz muzyka. Można się domyślić, iż alkohol zaczyna uderzać do głów wszystkich się tam znajdujących. Nie wiem dlaczego, ale w moim sercu nastaje cholerna pustka i uczucie zazdrości. Dlaczego nie mogę być taka jak inni? Towarzyska, przyjacielska… Dlaczego podążam drogą, która zmierza do wiecznej samotności? Czy takim zachowaniem chcę zwrócić na siebie uwagę? Nie. Oczywiście, że nie, jednak wszyscy to robią. Przejmują się mną, a ja mam ich gdzieś. Temari zorganizowała dla mnie imprezę urodzinową, jednak boli mnie fakt, że Gaara ma to w głębokim poważaniu. Każdy przyszedł tu nie dla mnie, a dla alkoholu i dla przyjaciół, z którymi często wybierają się na koncerty, domówki, plażę, kiedy jest okres wakacyjny i inne miejsca, które przepełnione są tym ciepłem, jakim ja nigdy nie zostałam obdarzona.
Czy naprawdę jestem im potrzebna? Czy ja ich potrzebuję? Nie potrafię nawet zawalczyć o swoją wielką miłość, nie wspominając nawet o odezwaniu się do niego. Zawsze obserwowałam go z daleka. Wiem, że to mężczyzna, który nie okazuje uczuć, a tym bardziej nie interesuje się  kobietami. Nie łudzę się, iż będzie jak w bajce. Jestem samotną dziewczyną, którą zauważa przystojny i niedostępny chłopak. Po pewnym czasie zakochują się w sobie, dziewczyna się otwiera i razem podążają w stronę zachodzącego słońca… Koniec!
Życie to nie bajka, w której wszystko kończy się happy end’em.
Wzdycham ciężko i podchodzę do okna, za którym siedzą oraz stoją w różnych miejscach osoby. Gaara stoi i rozmawia z Kankurou, a Matsuri zawzięcie trzyma go za ramie. Na jej twarzy widnieją rumieńce, zapewne spowodowane nie tylko sporą ilością alkoholu. Na około zaczynają ustawiać krzesła, jakby z zamiarem jakiejś zabawy. Gaara rusza po gitarę, z którą siada na krześle. Co by zmienił fakt, że także bym tam siedziała? Czy zerknąłby na mnie chociaż raz?
- Co Ty robisz? – słyszę za sobą głos, na który automatycznie podskakuję i z prędkością światła odsuwam się od okna. Cofając się, glan grzęźnie w śniegu, przez co tracę but, a ja boleśnie ląduję wprost na zimnym oraz mokrym puchu.
Wydaję z siebie cichy jęk i zamykam oczy z chwilą uderzenia o pozornie miękkie podłoże. Po chwili otwieram powieki i wbijam wzrok w niekończącą się przestrzeń nade mną, z której z coraz to większą siłą sypie się nieskończona ilość płatków śniegu.
Z rozłożonymi rękoma leżę na ziemi, zrezygnowana, przemoczona i zmarznięta. Jednak ktoś się nade mną nachyla. Przymykam delikatnie powieki i spostrzegam, iż to stoi Sasuke. Chwila… Sasek?!
Wyciąga w moją stronę dłoń, którą ja automatycznie przyjmuję. Z chwilą, kiedy się podnoszę, stoję na jednej nodze, szukając drugiego glana.
- Zadałem Ci pytanie – słyszę kolejne, zimne niczym Syberia słowa, które sprawiają, iż po moim ciele przechodzi miliony dreszczy. Kiedy znajduję but, zakładam go na stopę, jednak z chwilą włożenia go, czuję potworny ból. Za dużo śniegu. Niby moja ulubiona pora roku, a teraz czuję się jak gówno. Właśnie przez ten zakichany śnieg.
- Ja… Chcę tylko wrócić do domu, ale bramka jest zamknięta i… - odpieram zakłopotana, po czym przerywam swoją wypowiedź. Po cholerę ja mu się tłumaczę? I dlaczego on się do mnie odzywa? Coś nowego. Sakure traktuje jak powietrze, a mi nawet pomógł wstać. Co z nim jest nie tak?
- Znudziła Ci się Twoja impreza? – pyta z tym swoim ironicznym uśmieszkiem, po czym odwraca się i rusza w stronę bramki.
- Wcale o nią nie prosiłam – odpowiadam cicho, jednak nie ruszam za nim. Dalej stoję jak ten osioł i trzęsę się z zimna. Z nosa mi leci, a do tego nie czuję palców u nóg oraz dłoni. Chcę do domu. Naprawdę, chcę już spokoju i ciepełka.
- Idziesz? – pyta nagle, odwracając się w moją stronę, a ja jak ten posłuszny piesek ruszam w jego stronę.


Serdecznie was przepraszam

Naprawdę, naprawdę przepraszam was za takie zaniedbanie. ;_;
Ja po prostu nie posiadam jakoś weny do tego bloga i myślę... Myślę i myślę i nic. Nie sądziłam, że aż tak wam, czytelnikom, spodoba się to opowiadanie.
Jest mi niezmiernie miło i naprawdę cieszę się z tego powodu i postaram się ( Bo nie mogę obiecać), że wezmę się za pisanie. Chociaż jakiś krótki, ale postaram się coś dodać.
Naprawdę jeszcze raz was przepraszam. Po prostu nie spodziewałam się aż tylu chętnych na dalsze śledzenie przygód mojej bohaterki ^,^

Jeśli mogę się wam jakoś zrekompensować, to piszcie w komentarzach. Dodatkowe opowiadanie? Jakiś one-shot. Cokolwiek, co mogłoby was w jakiś sposób pocieszyć i pokazać, że naprawdę jestem wdzięczna za śledzenie mojego bloga ;)

Kocham <3