Nie rozkręciłam tego, bo na razie jak już wcześniej wspomniałam, brak mi weny na dalszą akcję w tym opowiadaniu, jednak zmusiłam się i napisałam coś luźnego.
Miejmy nadzieję, że to tylko początek i z dalszymi rozdziałami będzie mi szło coraz lepiej.
Miłego czytania ^,^
Zaczynam stąpać z nogi na nogę, gdyż czuję zbierającą się
w moich glanach wodę. Śnieg, który wielkością przypomina piłeczki pingpongowe
pada z coraz to większą siłą, sprawiając, iż moje włosy stają się powoli białe.
Odwracam się za siebie, skąd ciągle dobiegają mnie głośne rozmowy, śmiechy oraz
muzyka. Można się domyślić, iż alkohol zaczyna uderzać do głów wszystkich się
tam znajdujących. Nie wiem dlaczego, ale w moim sercu nastaje cholerna pustka i
uczucie zazdrości. Dlaczego nie mogę być taka jak inni? Towarzyska,
przyjacielska… Dlaczego podążam drogą, która zmierza do wiecznej samotności?
Czy takim zachowaniem chcę zwrócić na siebie uwagę? Nie. Oczywiście, że nie,
jednak wszyscy to robią. Przejmują się mną, a ja mam ich gdzieś. Temari
zorganizowała dla mnie imprezę urodzinową, jednak boli mnie fakt, że Gaara ma
to w głębokim poważaniu. Każdy przyszedł tu nie dla mnie, a dla alkoholu i dla
przyjaciół, z którymi często wybierają się na koncerty, domówki, plażę, kiedy
jest okres wakacyjny i inne miejsca, które przepełnione są tym ciepłem, jakim
ja nigdy nie zostałam obdarzona.
Czy naprawdę jestem im potrzebna? Czy ja ich potrzebuję?
Nie potrafię nawet zawalczyć o swoją wielką miłość, nie wspominając nawet o
odezwaniu się do niego. Zawsze obserwowałam go z daleka. Wiem, że to mężczyzna,
który nie okazuje uczuć, a tym bardziej nie interesuje się kobietami. Nie łudzę się, iż będzie jak w
bajce. Jestem samotną dziewczyną, którą zauważa przystojny i niedostępny
chłopak. Po pewnym czasie zakochują się w sobie, dziewczyna się otwiera i razem
podążają w stronę zachodzącego słońca… Koniec!
Życie to nie bajka, w której wszystko kończy się happy
end’em.
Wzdycham ciężko i podchodzę do okna, za którym siedzą
oraz stoją w różnych miejscach osoby. Gaara stoi i rozmawia z Kankurou, a
Matsuri zawzięcie trzyma go za ramie. Na jej twarzy widnieją rumieńce, zapewne
spowodowane nie tylko sporą ilością alkoholu. Na około zaczynają ustawiać
krzesła, jakby z zamiarem jakiejś zabawy. Gaara rusza po gitarę, z którą siada
na krześle. Co by zmienił fakt, że także bym tam siedziała? Czy zerknąłby na
mnie chociaż raz?
- Co Ty robisz? – słyszę za sobą głos, na który
automatycznie podskakuję i z prędkością światła odsuwam się od okna. Cofając
się, glan grzęźnie w śniegu, przez co tracę but, a ja boleśnie ląduję wprost na
zimnym oraz mokrym puchu.
Wydaję z siebie cichy jęk i zamykam oczy z chwilą
uderzenia o pozornie miękkie podłoże. Po chwili otwieram powieki i wbijam wzrok
w niekończącą się przestrzeń nade mną, z której z coraz to większą siłą sypie
się nieskończona ilość płatków śniegu.
Z rozłożonymi rękoma leżę na ziemi, zrezygnowana,
przemoczona i zmarznięta. Jednak ktoś się nade mną nachyla. Przymykam
delikatnie powieki i spostrzegam, iż to stoi Sasuke. Chwila… Sasek?!
Wyciąga w moją stronę dłoń, którą ja automatycznie
przyjmuję. Z chwilą, kiedy się podnoszę, stoję na jednej nodze, szukając
drugiego glana.
- Zadałem Ci pytanie – słyszę kolejne, zimne niczym
Syberia słowa, które sprawiają, iż po moim ciele przechodzi miliony dreszczy. Kiedy
znajduję but, zakładam go na stopę, jednak z chwilą włożenia go, czuję potworny
ból. Za dużo śniegu. Niby moja ulubiona pora roku, a teraz czuję się jak gówno.
Właśnie przez ten zakichany śnieg.
- Ja… Chcę tylko wrócić do domu, ale bramka jest
zamknięta i… - odpieram zakłopotana, po czym przerywam swoją wypowiedź. Po
cholerę ja mu się tłumaczę? I dlaczego on się do mnie odzywa? Coś nowego.
Sakure traktuje jak powietrze, a mi nawet pomógł wstać. Co z nim jest nie tak?
- Znudziła Ci się Twoja impreza? – pyta z tym swoim
ironicznym uśmieszkiem, po czym odwraca się i rusza w stronę bramki.
- Wcale o nią nie prosiłam – odpowiadam cicho, jednak nie
ruszam za nim. Dalej stoję jak ten osioł i trzęsę się z zimna. Z nosa mi leci,
a do tego nie czuję palców u nóg oraz dłoni. Chcę do domu. Naprawdę, chcę już
spokoju i ciepełka.
- Idziesz? – pyta nagle, odwracając się w moją stronę, a
ja jak ten posłuszny piesek ruszam w jego stronę.